POLSKIE BAJKI


OD TORSTENA SCHWANKE



Przez hrabiego, który nie znał potrzeby



Dawno, dawno temu żył sobie hrabia; nie wiedział, co to cierpienie. Kiedy przychodził do niego biedak albo wędrowiec, pytał go, co jest na świecie do usłyszenia. Wszyscy odpowiedzieli, że nie słyszeli nic prócz rozpaczy.


Pewnego dnia hrabia mówi do swoich sług: „Muszę wyjść w świat i zobaczyć, jak jest naprawdę”. - Jak powiedziano, tak zrobiono. Wziął worek pieniędzy i konia i wyruszył w świat. Udał się daleko w obcy kraj. Gdy tylko wszedł do pierwszego miasteczka, ujrzał martwego człowieka leżącego na słońcu przed kościołem. Hrabia zapytał ludzi, co to znaczy, że zmarły leżał tam i smażył się na słońcu. Odpowiedzieli, że taki jest tu zwyczaj. Jeśli ktoś umiera i zostawia długi, musi leżeć na słońcu, aż ktoś się nad nim zlituje i spłaci długi.


Wtedy Hrabia mówi do ludu: „Powiedz mi, ile jest winien, ja za niego zapłacę”. Powiedzieli mu sumę, która była tak duża, że z trudem mógł ją zapłacić pieniędzmi, które zabrał ze sobą. Zmarłego pochowano, a hrabia jechał dalej.


Przybył do drugiego miasta. Dręczył go głód. co on powinien zrobić ? Nie było innej rady, jak tylko sprzedać konia. - Potem szedł dalej i dalej, aż znowu wydał wszystkie pieniądze. Był głodny, ale nie mógł nikogo o nic prosić. Potem wszedł do lasu. Unosi się w jego stronę zapach jabłek. Hrabia idzie dalej i szuka. Wkrótce widzi okrągłe, równe miejsce; pośrodku stoi jabłoń, a na jabłoni wiszą piękne jabłka. Hrabia chciał zerwać - nagle coś do niego przemówiło: "Nie dotykaj ich, bo ich nie posadziłeś" - Hrabia jest zaskoczony, zaczyna się modlić, po czym wstaje i znów chce sięgnąć po jabłka rozciągnąć się Znów słyszy słowa: „Nie dotykaj ich, bo ich nie zasadziłeś” – Hrabia chciał już mówić dalej; ale jego głód był ogromny i pomyślał sobie: „Chcę spróbować jeszcze raz!” Ukląkł, długo się modlił, po czym wstał i znowu zebrał jabłka. Teraz nie słyszał już żadnych głosów. Zerwał tyle jabłek, ile chciał, zjadł do syta i poszedł dalej. Za lasem spotyka starca klęczącego na ścieżce. Starzec mówi do hrabiego: „Co tu robisz, czego szukasz, hrabio?” Hrabia odpowiada: „Nie wiedziałem, co to trud i dlatego wyruszyłem w świat go szukać; i rzeczywiście znalazłem! Och, to prawda, trud jest straszny! Nie wiem, co z tym zrobić!" Starzec mówi wtedy: „Mógłbym dać ci dobrą radę, ale nie wiem, czy się z nią zgodzisz”. - "Zgadzam się na wszystko, bo mimo wszystko nie mogę wrócić do ojczyzny, a potrzeba bardzo mnie dopada." - Wtedy starzec mówi do niego: "W tym mieście mieszka król, ma trzy zaczarowane córki. Dałby, nie wiem co, gdyby znalazł się śmiały, który by uwolnił jego córki. Wszyscy trzej wychodzą o północy pałac, zabierając dużo butów i nie wracając aż do świtu. Gdyby ktoś mógł czuwać nad nimi i zobaczyć, co robią w nocy, byłby ich wybawcą. Idź do króla, zawrzyj z nim umowę, a potem przyjdź do mnie; dam ci radę, co masz czynić”. -


Hrabia udał się do króla i powiedział mu, że jest gotów chronić i czuwać nad swoimi córkami. Król powiedział: „Dobrze! Jeśli się nią zaopiekujesz, zdobędziesz córkę króla, która ci się najbardziej podoba, a wraz z nią połowę królestwa; ale jeśli nie możesz, stracisz głowę. Teraz idź i sądzić cię przez noc”. Hrabia poszedł do starca. To nauczyło go, co robić. Dał też hrabiemu buty i płaszcz, mówiąc mu, że przyda mu się w nocy.


Wieczorem hrabiego zaprowadzono do komnat córek królewskich i pozostawiono tam samego. Położył się na łóżku i wkrótce zaczął chrapać. Córki króla pojawiły się przed nim z dobrym jedzeniem i winem, zaczęły go zabawiać, potem poprosiły do tańca i robiły wszystko, co możliwe, by skusić go do wstania. Ale udawał, że śpi i nawet się nie przewrócił. Była godzina jedenasta i córki króla zaczęły się przygotowywać. Hrabia zmrużył lekko powieki i prawie się zdradził. Wszystkie trzy córki królewskie były piękne jak łanie, ale najpiękniejsza z nich była najmłodsza. Wybija dwunastą. Córki króla prześlizgują się obok łóżka, każda z tobołkiem butów na plecach. Gdy tylko znaleźli się na zewnątrz, Hrabia włożył buty, które na każdym kroku pokonują milę, włożył płaszcz, który czynił go niewidzialnym dla wszystkich, i ruszył za nimi. Córki króla pędzą z szybkością, z jaką biegną tylko konie, a Hrabia podąża za nimi krok w krok. Jeśli jedziesz szybciej, on też szybciej kroczy.


Dotarli do szklanego pałacu. Z okien wpada światło, gra muzyka, rozlegają się krzyki i piosenki. Osobliwie przystrzyżeni kawalerowie prowadzą córki króla do pałacu za ramię. Hrabia podąża za nimi krok w krok. Rozgląda się po sali i zamiast lamp widzi czaszki z błyszczącymi oczami. Podłoga jest wybrukowana ostrymi brzytwami. Hrabia jest początkowo strasznie przerażony, ale uspokaja się i czeka, co będzie dalej. Wtedy królewskie córki zaczęły tańczyć na swoich brzytwach i tupać nogami, aż oczy zaszkliły się. Za każdym razem, gdy tańczyli po sali, zdejmowali buty i wyrzucali je przez okno. Hrabia zdołał się ponownie wydostać, niewidzialny dzięki swemu płaszczowi, bo miał dość widoku. Na zewnątrz wziął parę trzewików córek króla i poszedł do ogrodu. Tam na każdym drzewie wisiały złote jabłka, gruszki i śliwki. Hrabia wybrał po jednym owocu z każdej odmiany. Kiedy przyjemności w pałacu dobiegały końca, pospiesznie wrócił do pałacu królewskiego i ponownie położył się w swoim łóżku. Wkrótce pojawiają się córki Köriga i widzą go leżącego na łóżku. Zaczynają się z niego śmiać i cieszą się, że go poprowadzili. Hrabia jednak po cichu roześmiał się z niej jeszcze bardziej.


Rano król kazał przyprowadzić hrabiego i zapytał go, czy zaopiekował się córkami. - "Tak, chroniłem ją!" - "No to daj mi jakieś znaki!" - Hrabia wyciągnął złote jabłko, złotą gruszkę i śliwkę oraz parę podartych butów. Córki królewskie zbladły, a pierwsza z nich powiedziała: „Zamienię się w kamień po kolana, jeśli to prawda”. I zamieniła się w kamień po kolana. - Potem drugi mówi: „Chcę zamienić się w kamień po pas, jeśli to prawda!” I zamieniła się w kamień po pas. - Trzeci mówi: "Chcę zamienić się w kamień, jeśli to prawda. I zamieniła się w kamień. - Potrzebowałeś trzech trumien i umieściłeś w nich córki króla. Król mówi wtedy do hrabiego: „Skoro mogłeś jej strzec za życia, musisz też strzec jej przez trzy dni po śmierci w kościele. Jeśli ci się uda, otrzymasz połowę mojego królestwa, ale ci się uda nie, to twoja głowa jest stracona”.


Zasmucony hrabia poszedł do starca i wszystko mu opowiedział. Starzec mówi do niego: „Nie bój się! Każ wykuć dwa pierścienie wokół trumny najstarszej córki króla, które mają około dwóch cali grubości. Pod wieczór idź do chóru kościelnego, niech cię tam zamkną i weź kij z Tobą." - Hrabia wszedł do kościoła i zrobił tak, jak kazał mu starzec. Pod wieczór wspiął się na chór i kazał się zamknąć. Wybija godzina 11, pękają opony, otwiera się wieko trumny, najstarsza córka króla wstaje i szuka kogoś w kościele. Po długich poszukiwaniach podnosi wzrok na chór i woła: „Aha! tu jesteś, mój ptaszku I” Chwyta jedną ławkę po drugiej, ustawia je jedna na drugiej i dociera do chóru. Kiedy była już prawie na nogach, Hrabia przewrócił laską ławki i upadła. W tej samej chwili wybija dwunasta. Córka króla musi wrócić do swojej trumny.


Następnego ranka hrabia ponownie udał się do starca, aby zapytać go, co ma dalej robić. Starzec mówi do niego: „Każ wykuć trzy pierścienie wokół trumny córki średniego króla i schować się w zakrystii. Jest tam zagłębienie wypełnione kośćmi. niech cię przykryją kośćmi”.


Hrabia zrobił tak, jak kazał mu starzec. Wczołgał się do zagłębienia i był pokryty kośćmi. Jedenaście uderzeń, opona pęka, wieko trumny odskakuje, córka króla w środku wstaje i szuka go. w całym kościele, ale nigdzie nie mogę go znaleźć. Potem wchodzi do zakrystii, zaczyna rozrzucać kości i znajduje jego stopy. Chce go wyciągnąć, ale gryzie go tylko w piętę, bo nie ma już czasu. Zegar wybija dwunastą, musi wrócić do swojej trumny.


Następnego ranka hrabia ponownie udał się do starca. Rzekł do niego: „Każ sobie zrobić sito, które natychmiast zacznie się palić, jeśli je wyrzucisz. Każ postawić trumnę najmłodszej córki królewskiej na wysokim katafalku, weź sito w ręce, idź przed ołtarzu i módl się. Jak tylko wstanie, rzuci się na ciebie. Więc rzuć w nią szybko sito, a gdy się na niej spali, weź ją za rękę i módl się do rana. Wtedy będziesz miał królewskie córka i pół królestwa”. Hrabia nie wiedział, jak może okazać wdzięczność dobremu staruszkowi za pomoc. Ale starzec powiedział do niego: „Spłaciłeś mój dług, kiedy piekłem się na słońcu, musiałem ci się odwdzięczyć. Teraz jesteśmy kwita”. Z tymi słowami zniknął.


Hrabia bardzo się zdziwił, po czym wszedł do kościoła, wziął sito i czekał klęcząc przed ołtarzem. Jedenaście uderzeń, trumna skrzypi, wieko odskakuje, najmłodsza córka króla wstaje i rzuca się na hrabiego. Rzuca w nią sitkiem, które pali się doszczętnie, po czym bierze ją za rękę i prowadzi do ołtarza. Wczesnym rankiem organista chce otworzyć kościół; mu się to nie udaje. Potem przyprowadza króla. Przychodzi, na wpół otwiera drzwi - oto wiele osób wychodzi z kościoła, które gasną, gdy tylko wyjdą na zewnątrz. Na końcu pojawia się hrabia z najmłodszą córką króla, a za nim dwie starsze. Król był bardzo zadowolony i zabrał ich do pałacu. Tam zorganizował huczne wesele, poślubił hrabiego z najmłodszą córką i przekazał mu połowę swojego królestwa. Hrabia żył szczęśliwie z córką odkupionego króla i nigdy więcej nie został dotknięty nędzą.







Królicze serce.


Przed laty na wyspie pośrodku Wisły stał wielki zamek otoczony murami, a na wietrze łopotało wiele małych flag. Żył rycerz, dzielny i sławny wojownik, który zdobył sławę i honor w wielu bitwach.


Więźniów zamknięto w podziemnych lochach. Codziennie musieli chodzić do pracy: naprawiać mury, uprawiać ogród. Była wśród nich stara kobieta, stara wiedźma. Mąż tej wiedźmy również był uwięziony i związany. Czarownica postanowiła pomścić człowieka.


Pewnego razu rycerz był sam w ogrodzie. Zmęczony usiadł na zielonym trawniku i zasnął.


Czarownica czai się tam potajemnie, zalewa mu oczy makiem, żeby nie obudził się tak wcześnie, i gałązką sosny przyciska go do otwartej piersi, w której bije serce mężczyzny.


I klatka piersiowa się otwiera. Możesz zobaczyć czerwone serce, które nieustannie bije i drży. Czarownica uśmiecha się diabelsko, wyciąga chude ramiona i delikatnie chwyta się za serce długimi palcami; wyciąga go z piersi tak delikatnie, że rycerz się nie budzi.


Następnie bierze serce królika, które już przygotowała, umieszcza je w skrzyni rycerza i ponownie zamyka otwór. Potem sam idzie na bok, kładzie się w gęstym krzaku, chce zobaczyć skutki magii.


Rycerz jeszcze się nie obudził, ale już czuł serce królika. Ten, który wcześniej nie znał strachu, teraz drżał ze strachu i rzucał się z boku na bok. Obudził się. Jego zbroja wydawała mu się taka ciężka. Gdy tylko wstał, usłyszał szczekanie psów.


Kiedy wesoła wataha ścigała zwierzynę w lesie, jego serce podskoczyło z radości. Ale teraz ucieka w przerażeniu - ucieka jak przestraszony zając! Gdy tylko jest w swoim pokoju, jest zaskoczony własną zbroją i brzękiem srebrnych ostrog. Rzuca więc zbroję na ziemię i wyczerpany opada na łóżko.


W przeszłości śnił tylko o bitwie i zdobyczy zwycięstwa we śnie, teraz jęczy i jęczy smutno; każde szczekanie jego psów, każde wezwanie jego warty, która starannie broni się przed atakiem ognia na wale, przeraża biedaków w obozie. Jak dziecko wciska twarz głęboko w miękką poduszkę.


Potężne rzesze dzikich pogan otoczyły zamek. Rycerze i żołnierze czekali na swego pana, który zawsze prowadził ich do bitwy i zwycięstwa. Ale tym razem czekali na próżno. Kiedy dzielny niegdyś rycerz usłyszał szczęk oręża, krzyki wojowników i rżenie koni, uciekł na dach zamku i stamtąd ujrzał wielką armię pogan.


Myślał tam o swoich dawnych podróżach wojennych, o swojej chwale i zwycięstwach. Potem powiedział gorzko, westchnął głęboko i powiedział:


O Boże, przywróć mi odwagę, dawną siłę i dawną śmiałość! Tam na polu bitwy powiewają moje sztandary, a ja stoję jak nieśmiała dziewczyna. Przywróć mi serce, aby nie drżało – daj daj mi ponownie siłę do noszenia mojej zbroi, dodaj mi świeżej młodzieńczej odwagi i daj mi zwycięstwo!”


Wspomnienie niejako budzi go ze snu: szybko wraca do swojego pokoju, wkłada zbroję, wsiada na konia i wyjeżdża przez bramę. Odźwierny radośnie pozdrawia swego pana i daje znak wojownikom dźwiękiem trąby.


Tymczasem dżentelmen odjeżdża. Ale strach wciąż dominuje w jego myślach, a gdy jego rycerze, pełni śmiałej odwagi, rzucają się na wroga, władca zamku zawraca swojego szybkiego biegacza w śmiertelnym strachu i ucieka z powrotem do silnego zamku.


Przybywa do zamku zdyszany. Ale nawet za potężnymi murami nie opuszcza go sekretny strach. Pospiesznie zrzuca się z konia, wbiega do komnaty zabezpieczonej solidnymi żelaznymi drzwiami i bezsilnie czeka na niechlubną śmierć.


Jego rycerze pokonali wroga. Z wysokiej wieży stróż ogłasza powrót zwycięskich chorągwi. Pełni zdumienia wszyscy szukają pana zamku. W końcu znajdują go na wpół martwego w żelaznej komorze.


Nie żył długo. Przez całą zimę ogrzewał drżące ciało przy kominku w swojej sypialni. Kiedy nadeszła wiosna, raz otworzył okno, by pooddychać świeżym majowym powietrzem. Potem przeleciała jaskółka i lecąc, musnęła twarz rycerza swoim ciemnym skrzydłem. Przerażony i rażony piorunem upadł i umarł.


Wszyscy opłakiwali dobrego Boga, ale nikt nie wiedział, co go tak zmieniło. Jednak rok później wszystkie czarownice spłonęły, ponieważ zbyt długo powstrzymywały deszcz. Wtedy ta stara wiedźma wyznała, że zamieniła serce rycerza na serce portowe.


W ten sposób wszyscy dowiedzieli się, dlaczego niegdyś odważny rycerz stał się tak przerażający. Opłakiwali go teraz jeszcze bardziej, a na jego grobie spalili żywcem niegodziwą wiedźmę.





Hansa.


Hans był młodym służącym. Kiedyś jechał przez las ze swoją zaprzęgiem wołów. Wtedy niewidzialny głos przemówił do niego:


Hans, posłuchaj, jak możesz być szczęśliwy i bogaty! Znajdź wierzbę na łące, wierzbę zieloną, która nigdy nie słyszała piania koguta i szumu wiosny. Odetnij gałązkę z wierzby i zrób sobie gwizdek Kiedy grasz w gwizdek, wszyscy ludzie, którzy to słyszą, muszą poruszyć nogami i tańczyć, a zmarli wychodzą z grobu ożywieni. Ale musisz znaleźć właściwe pastwisko, bo pianie koguta wypędza wszystkich duchy i upiory, a gdy wierzba już usłyszy szum wiosny, nie zmusza już nóg do tańca.


A jeśli chcesz, żeby każda dziewczyna cię kochała, weź szkielet nietoperza o północy; W środku znajdziesz widelec i hak. Za pomocą haka przyciągnij dziewczynę do siebie, a stanie się twoją kochanką. Przyciągnij faceta z kleszczem, a zostanie twoim przyjacielem. Jeśli zmęczysz się wtedy dziewczyną, odepchnij ją widelcem, a przestanie na ciebie patrzeć. A jeśli facet nie jest wart twojej przyjaźni, odepchnij go widelcem, a na pewno nigdy do ciebie nie wróci.


Tak więc fajka otacza cię pożądaniem i tańcem, szkielet nietoperza przyjaźnią i miłością.


Chcesz poznać przyszłość? Czy chcesz się wzbogacić? Więc posłuchaj mojej ostatniej rady:


W wigilię św. Jana, dokładnie o północy, w lesie rozkwitają paprocie. Ale trudno jest zdobyć kwiat: ogarnia cię strach i przerażenie, lodowate dreszcze przechodzą przez twoje kończyny, straszny grzmot wstrząsa ziemią. Twoje włosy staną dęba i nawet straszny wiatr ich nie rozłoży. Ale jeśli będziesz nieugięty i zdobędziesz kwiat, pokaże ci on przyszłość jak w lustrze i sprawi, że będziesz obrzydliwie bogaty”.


Tak przemówił niewidzialny głos w lesie do Hansa. Hans zostawił swój wóz z wołami. Pełen nadziei na bliskie szczęście przebiegł przez krzaki i lasy, a na wyschniętej łące znalazł odpowiednie pastwisko. Odciął ładną gałązkę, zdarł korę i fajka była gotowa.


Zaczął dmuchać. Nie było tam nikogo, kto mógłby to usłyszeć. Ale jego samego ogarnęła wesołość, tańczył i skakał po łące, aż do zmroku. Ale potem przyszło mu do głowy z przerażeniem, że dźwięk gwizdka może również ożywić zmarłych. Pot ze strachu wystąpił mu na czole; szybko schował gwizdek i skierował się do samochodu.


Doszedł do pięknego wzgórza. Wszędzie wokół były stare groby, ale nieco dalej, na skrzyżowaniu dróg, znajdował się nowszy grób z drewnianym krzyżem.


Ha”, powiedział sobie Hans, „lepiej spróbujmy tego od razu; do cmentarza jeszcze daleko; chcę zobaczyć przynajmniej jednego, który potrafi podnieść swoje deski na dźwięk gwizdka”.


Zaczął dąć w gwizdek - wtedy krzyż upadł, grób się otworzył i wyszedł stary żebrak, którego tu zabito trzydzieści lat temu.


Chłopiec odwrócił się ze strachem, bo nie mógł patrzeć na nieszczęsną twarz ducha. Ale grał dalej, a potem jeden po drugim otwierały się też inne groby i słyszał brzęk broni i tętent koni.


Jak on patrzy, - o terrorze! Uzbrojeni rycerze pieszo i konno pędzą w zamieszaniu. Jeśli już wcześniej bał się starca, było jeszcze gorzej, gdy opancerzeni giganci chodzili mu przed oczami. On, który był najwyższym mężczyzną w wiosce, ledwo sięgał im do kolan. Przestał gwizdać, bo nie mógł zamknąć ust ze strachu. Natychmiast duchy wróciły do swoich grobów i tylko zimny wiatr poruszył źdźbłami trawy na wzgórzu. -


O północy Hans szukał widelca i haka ze szkieletu nietoperza, ponieważ pragnął miłości i przyjaźni.


Od dawna zwracał swoje serce ku czarnookiej Marie, córce sąsiada, ale dziewczynka nie zwracała uwagi na jego miłosny ogień. Na próżno śpiewał dniem i nocą:


Moja Mariechen ma

małe oczka jak dwie błyskawice,

usta świeże jak śmietana,

Hallari heida!


Mariechen tylko śmiała się z Hansa i jego śpiewu.


Właśnie rozsiewała len w ogrodzie, kiedy podszedł Hans i przyciągnął ją do siebie małym kościanym haczykiem. Piękność natychmiast obdarzyła go przyjaznym spojrzeniem, a Hans był szczęśliwy.


Brakowało mu jeszcze przyjaciela, a ponieważ zawsze lubił młodego Ziembę, szybko się z nim zaprzyjaźnił. Mariechen również znała go dość dobrze, a kiedy dwie przyjaciółki przychodziły do niej razem, zawsze witała ich przyjaznym uśmiechem.


Hans już myślał o tym, kiedy mógłby się ożenić, i w zamyśleniu usiadł obok stogu siana. Wtedy usłyszał hałas po drugiej stronie. Pełen ciekawości słucha - i co słyszy? Że Ziemba i Mariechen rozmawiają o swoich zaręczynach. Bardzo zirytowany złamał haczyk i nie chciał mieć nic więcej wspólnego z przyjaźnią i miłością.


Jaki jest pożytek z gwizdka, po co kleszcz?” – zawołał ze łzami w oczach. „Gwizdek mnie zmęczył, bo tańczyć musiałem wbrew woli, a potem bardzo się przestraszyłem. Z tikiem wykorzystałem Mariechen na darmo, bo wszystko poszło do diabła. Lepiej będzie iść za pieniądze, a potem do posłuchaj, co się ze mną stanie”.


Niedługo potem była wigilia św. Jana. Hans wyjechał i nie wracał do domu przez całą noc, a jego mama była już nieprzytomna ze strachu. Było niedaleko południa, kiedy Hans wrócił do domu, drżący, blady i zlany potem. Matka ostrożnie postawiła przed nim miskę z knedlami i boczkiem, ale Hans nie chciał jeść. Matka modliła się, a Hans westchnął. Czasami tylko uśmiech pojawiał się na jego ustach, bo pobrzękiwał złotem w kieszeni.


Kiedy Mariechen wyszła za mąż, Hans był pierwszym drużbą. Miał najładniejszy garnitur i dawał muzykom najwięcej pieniędzy. Teraz zawsze miał pierwszeństwo w karczmie, bo całą wieś miał wolną. W niedziele i święta płacił muzykom jak dżentelmen. Czasami sam dął w swój magiczny gwizdek, a wtedy wszystko, co tam mieszkało, musiało radośnie tańczyć od wieczora do rana.


Ale nasz Hans nie był z tego zadowolony; chciał też poznać swoją przyszłość. Wyciągnął więc kwiat paproci i zapytał: „Co się ze mną stanie?”


I podziemny głos odpowiedział: „Będziesz wisieć, a wiatr poruszy twoimi nogami!”


Ugh, diable”, wykrzyknął ze złością Hans, „za co mam wisieć?” Potem zaczął się śmiać, ale wieczorem nadal nie mógł zasnąć, mimo że celowo wypił kilka kieliszków z pragnienia.


W rzeczywistości zbyt długo żył jak wielki lord, zanim przyszło mu do głowy myśleć o swojej przyszłości. Jego kieszenie były puste, a jak wiadomo, szansa na znalezienie kwiatu paproci jest tylko jedna.


To go bardzo niepokoiło. Zbliżały się Święta Wielkanocne. Cała wioska błagała Hansa, aby ponownie posłał po muzyków. Ale Hans nie miał ani grosza. To go zaniepokoiło, więc rzucił się i przekręcił bezsennie na swoim łóżku. Wtedy przychodzi mu do głowy: kwiat paproci prawdopodobnie mógłby mi wskazać miejsce, w którym zakopano pieniądze. Natychmiast radzi się kwiatu i słusznie - w ogrodzie szlacheckim, pod jabłonią, widzi dużą skarbonkę, okutą mosiądzem.


Hans w pośpiechu zrywa się z łóżka, biegnie do ogrodu i zaczyna kopać. Ciężka skrzynia leży już na ziemi, a Hans już ma przerzucić ją przez płot - kiedy szlachcic, który usłyszał brzęk, budzi się, wybiega i mocno trzyma rabusia. Ale on, spragniony pięknego złota, bierze łopatę i zabija szlachcica.


Pomimo całego tego hałasu, ludzie przychodzą i łapią zabójcę i doprowadzają go do sędziego.


Pół roku później biedny Hans wisiał na rynku w pobliskim miasteczku. To była kara za jego chciwość i ciekawość poznania przyszłości.


Wiał silny wiatr i już nie dźwięk magicznego gwizdka wprawiał zimne, sztywne nogi Hansa w wesoły taniec.








Pogromca gór i rozpruwacz dębów.



Żona myśliwego w lesie miała dwóch małych chłopców, parę bliźniaków. Dzieci miały zaledwie kilka dni, gdy zmarła ich matka.


Dwoma sierotami nikt się nie opiekował, ale były karmione przez wilczycę i niedźwiedzicę. Dorastali i stali się gigantycznymi młodzieńcami. Góry można było obalać jak kupy piasku; nadano mu imię Pogromca gór. Drugi wyrywał najsilniejsze dęby jak źdźbła trawy; nadano mu imię Rozpruwacz dębów.


Dwaj bracia bardzo się kochali i podróżowali razem, aby zobaczyć szeroki świat. Idą przez wrzosowisko, jednego dnia i drugiego. Trzeciego dnia zatrzymują się, ponieważ góra blokuje drogę, a góra była wysoka i skalista.


"Co teraz zrobimy!" woła smutno dębowy rozpruwacz.


Nie martw się, umiłowany bracie; chcę obalić tę górę, aby droga nie pozostała zamknięta!”


Zapiera się ramionami: góra natychmiast przewraca się z trzaskiem; odepchnąć go o kolejny kilometr.


Kontynuować. Dąb stoi na środku ścieżki i blokuje całą drogę. Eichenripper biegnie szybko, łapie rękoma dąb, wyrywa go wraz z korzeniem i wrzuca do pobliskiej wody. - Ale chociaż są tak silni, odczuwają też wyczerpanie; więc odpoczywaj w lesie. Jeszcze nie zasnęli, patrzcie, zbliża się do nich mały człowieczek, ale tak szybko, że żadne zwierzę ani ptak nie może go dogonić.


Wstają z zaskoczenia, gdy samiec zatrzymuje się w locie tuż przed nimi.


– Jak się macie, chłopcy? pyta mężczyzna z przyjaznym uśmiechem; - Widzę, że jesteś zmęczony. Jeśli chcesz, szybko zaniosę cię tam, gdzie chcesz.


Pokazuje im dywan: „Usiądź ze mną na dywanie!” A dwaj bracia siedzą na nim wygodnie z małym człowieczkiem; to klaszcze, - a dywan szybuje jak orzeł w powietrzu.


Na pewno zastanawiałeś się” – mówi ponownie człowieczek – „moim wcześniej biegiem: spójrz tutaj! Oto dwa buty, które dał mi magik. Mogę chodzić w butach: każdy krok to mila; dwa robię, kiedy skok."


Obaj bracia pilnie proszą, aby mężczyzna dał im cudowne buty; bo choć są niezwykle silni, szybko się męczą.


Samiec nie mógł się oprzeć prośbom i dał im buty. - Wciąż latały w powietrzu. Przed dużym miastem osiadł dywan. W tym mieście był ogromny smok, który codziennie zjadał wielu ludzi. Król oświadczył: Dam jedną z moich córek za żonę każdemu, kto zabije smoka, a po mojej śmierci on będzie królem.


Dwaj bracia postanawiają zabić smoka i wyruszają do jaskini smoka. Po drodze ponownie spotykają małego człowieczka.


Hej, jak się macie, chłopcy? Już wiecie, dokąd się spieszycie! Ale posłuchajcie mojej rady: załóżcie każdy but, bo jak tylko smok wyskoczy, nie da wam czasu do zabicia. "


Stosujesz się do tej rady. Oak Ripper uzbraja się w potężny pień dębu, aby roztrzaskać nim głowę smoka. Pogromca gór wstrząsa kamiennymi ścianami Smoczej Jaskini, jakby to była wiązka żyta.


Smok wyskakuje z jaskini i przerażony Rozpruwacz dębów nie myśli już o dużym pniu drzewa, który mocno trzyma w dłoni. Po prostu ma szczęście, że ma buta, bo skacze dwie mile w bok. - Ponieważ smok nie może za nim podążyć, rzuca się na Pogromca gór. Bierze potężny kawałek skały i rzuca nim z całej siły; blok spada z trzaskiem na ziemię, prosto na ogon smoka. A teraz Pogromca gór również skacze w bok, szybko i zwinnie - i widzi tam swojego brata.


Wracajmy tam, mój bracie, bo zwierzę nie może się ruszyć: ty ruszaj ze swoim dębowym pniem, a ja zrzucę górę!”


Odważnie idą teraz do przodu. Jeden huśta się na dębie, a drugi niesie kawałek skały. Smok wyje i syczy okropnie, gdy zbliżają się obaj przeciwnicy. Wściekły chce się na nią rzucić, ale ten kawałek skały ściska go za ogon. Pogromca gór tnie teraz mocno i rozbija mu mózg; a brat rzuca na nią górę i zakrywa całego potwora.


Król czeka niecierpliwie. Wielka jest teraz jego radość: każdemu daje córkę. Niedługo potem, po jego śmierci, obaj podzielili się na królestwo – żyli długo i szczęśliwie.








Szklana Góra.



Na wysokiej szklanej górze stał kiedyś zamek w całości wykonany ze złota, a przed zamkiem jabłoń ze złotymi jabłkami. Ktokolwiek zerwał jabłko, wszedł do zamku, a tam siedziała zaczarowana księżniczka cudownej urody pośród ogromnych skarbów i bogactw.


Wielu rycerzy próbowało wspiąć się na górę. Niektórzy wspinali się na ostro podkutych koniach, ale w połowie drogi spadali ze śliskiej i stromej góry. Jeden złamał rękę, inny nogę, niektórzy nawet szyję.


Piękna księżniczka widziała ze swojego okna, jak chwalebni rycerze daremnie próbowali powstać, a ona czekała na swojego wybawcę od siedmiu lat.


Wokół góry leżało wiele trupów - rycerzy i koni. Cały teren wyglądał jak cmentarz.


Brakowało tylko trzech dni z siedmiu lat, kiedy rycerz w złotej zbroi jechał na dzielnym rumaku do szklanej góry. Potężnym biegiem dotarł do połowy i bezpiecznie wrócił.


Po tej szczęśliwej próbie następnego dnia podjął drugą próbę. Koń nadepnął na twarde szkło, aż poleciały iskry. Rycerz stał już przy jabłoni. Wielki sokół wzbił się w powietrze i zatrzepotał szerokimi skrzydłami, uderzając konia w oczy. Koń staje się płochliwy, staje dęba, wysuwa tylne łapy - spada ze stromej góry razem z rycerzem. Z obu pozostały tylko kości, które grzechotały w rozbitej zbroi jak groszek w bąblu.


Teraz do końca siódmego roku brakowało tylko jednego dnia. Potem pojawił się energiczny student, przystojny, silny i wysoki młodzieniec. Słyszał już o księżniczce z domu swoich rodziców i dlatego zabił rysia w lesie. Teraz przypiął pazury do swoich dłoni i stóp i szczęśliwie wspiął się do połowy. Słońce już zachodziło. Ledwie mógł oddychać ze zmęczenia, usta miał suche z pragnienia. Przeleciała czarna chmura, ale na próżno błagał i błagał, żeby upuściła chociaż kroplę; daremnie otwierał usta, — obłok przelatuje, ani kropla rosy nie zwilża wyschniętych warg.


Jego stopy są całe we krwi; trzyma się tylko rękami. Słońce zniknęło - a on podnosi wzrok i widzi szczyt góry. Musi podnieść głowę, żeby spadła mu piękna czapka. Potem patrzy w dół: - Niebiosa, co za otchłań i co za okropny smród unosi się z trupów!


Robi się bardzo ciemno. Gwiazdy słabo oświetlają szklaną górę. Odważny student wisi na rękach jak kute. Jego siły są wyczerpane i czeka na śmierć. Potem sen zamyka oczy. Zapomina o niebezpiecznej sytuacji i słodko zasypia. Ale ostre pazury są tak mocno wbite w szybę, że śpi spokojnie do północy i nie spada.


Sokół, który bronił jabłoni i powalił rycerza na koniu, co noc latał wokół góry jako czujny wartownik. Gdy księżyc wzeszedł, ponownie zatoczył koło w powietrzu, zobaczył młodzieńca i usiadł z nim, bo myślał, że jest świeże zwłoki do zjedzenia. Ale ten człowiek już nie spał; zobaczył ptaka i pomyślał, jak mógłby się uratować z jego pomocą.


Jastrząb zatopił swoje ostre pazury w ciele młodzieńca. Nagle złapał ptaka za nogi i pozwolił mu unieść się w powietrze. Zamek na górze lśnił jak słaba lampa w bladym świetle księżyca. Teraz złota jabłoń była blisko. Chłopiec wyciągnął nóż zza pasa i odciął sokołowi obie łapy. W bólu ptak wzbił się w chmury, ale młodzieniec wpadł w szerokie gałęzie jabłoni.


Potem wyciągnął łapy sokoła, które pazurami wciąż tkwiły w jego ciele, i przyłożył skórkę ze złotego jabłka do rany - i natychmiast się zagoiła.


Potem napełnił kieszenie takimi złotymi jabłkami i śmiało wszedł do zamku. Dziedziniec był pełen kwiatów i pięknych drzew, a na balkonie siedziała zaczarowana księżniczka ze swoją świtą. Wyszła na spotkanie młodzieńca i powitała go jako swojego pana i męża. Przekazała mu wszystkie skarby, a młody chłopak stał się bogatym, potężnym panem. Nigdy nie wrócił na ziemię.


Kiedyś spacerował po ogrodzie z żoną. Potem zobaczyli wielki tłum na górze. Wezwali jaskółkę, która była posłańcem w zamku i powiedzieli do ptaszka: „Leć i zapytaj, co nowego!”


Jaskółka odleciała w pośpiechu, wkrótce wróciła i powiedziała: „Krew sokoła ożywiła tam zwłoki. Wszyscy budzą się dziś jak ze snu, siadają na mocnych koniach, a wszyscy patrzą na niesłychany cud”.









Kruk.



Trzy siostry mieszkały w królewskim pałacu. Wszystkie trzy były ładne i młode, ale najmłodszy był najmilszy z nich wszystkich.


Niedaleko, jakieś pół mili dalej, stał inny zamek, już zrujnowany, a wraz z nim piękny ogród. Najmłodsza księżniczka lubiła tu spacerować.


Pewnego razu spacerowała lipową aleją, kiedy z krzaka róży wyskoczyła czarna wrona. Była tak okaleczona i zakrwawiona, że dobra księżniczka zlitowała się nad nią. Gdy tylko wrona to zobaczyła, wybuchnęła tymi słowami:


"Nie jestem wroną, jestem zaklętym księciem i muszę spędzić młodość w takiej nędzy. Gdybyś zechciała, księżniczko, mogłabyś mnie uratować. Bądź moim towarzyszem na zawsze, rozstań się z bliskimi i przyjdź do mnie Ten zamek Jeden pokój jest jeszcze wygodny, jest w nim złote łóżko. Będziesz tu mieszkać samotnie. Ale nie zapominaj: cokolwiek zobaczysz i usłyszysz w nocy - nigdy nie możesz krzyczeć ze strachu, bo jeśli zrobisz to tylko raz krzyczy, moje męki są podwojone”.


Dobra księżniczka opuściła ojca i matkę i zamieszkała w pokoju ze złotym łożem w samotnym zamku. Nie mogła spać pierwszej nocy. O północy usłyszała, że coś skrada się. Drzwi otworzyły się szeroko i do środka wpadła armia złych duchów. Diabły rozpaliły wielki ogień na palenisku, a następnie gotowały wodę w dużym kotle. Potem z wrzaskiem i wrzaskiem podeszli do łóżka, wyrwali drżącą dziewczynę i zawlekli ją do kociołka.


Prawie umarła ze strachu, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Nagle kogut zapiał i wszystko zniknęło. A potem pojawiła się wrona i skakała z radości po pokoju. Podziękowała księżniczce za odwagę, bo męki biednego zwierzaka zostały już znacznie zmniejszone.


O tym wszystkim dowiedziała się jedna ze starszych sióstr i z ciekawości przyjechała odwiedzić najmłodszą. Tutaj błagała ją, aż dobre dziecko w końcu pozwoliło jej spędzić z nią noc w złotym łożu. Ale kiedy złe duchy pojawiły się o północy, starsza kobieta krzyknęła ze strachu i natychmiast rozległ się bolesny świergot. Odtąd najmłodsza nie będzie już gościć żadnej ze swoich sióstr.


Żyła samotnie i cierpiała najstraszliwszy strach przed duchami nocy. Ale nagle pojawiła się wrona, podziękowała jej za wytrwałość i powiedziała, że jej cierpienia zostały już znacznie zmniejszone.


Minęły dwa lata, gdy wrona przemówiła do księżniczki: „Za rok mój wyrok się skończy. Ale zanim odzyskam swoją prawdziwą postać, musisz wyruszyć w szeroki świat i służyć jako służąca”.


Młoda księżniczka służyła przez cały rok i choć była młoda i ładna, uniknęła pościgu złoczyńców.


Pewnego wieczoru przędzała len i była już bardzo zmęczona. Potem usłyszała radosne okrzyki i wszedł przystojny młodzieniec, ukląkł przed nią i ucałował jej zmęczone pracą małe, białe rączki.


To ja”, zawołał, „jestem księciem, którego od strasznych mąk swoją dobrocią wybawiłeś, gdy jeszcze błąkałem się pod postacią czarnej wrony. Chodź teraz ze mną do mojego zamku. Jakże chcemy być szczęśliwi razem tam Życie!”


I poszła do zamku, w którym doświadczyła takiego przerażenia. Sto lat żyła w środku, sto radosnych lat.